piątek, 28 kwietnia 2017

Mroczna mgła cierpień

Mroczna mgła cierpień
Mroczna mgła z serc upadłych,
niczym gęstwina koron boru śmierci...
Ulatuje jak z czajnika dni przegranych,
unosi się ten dar piekielny - zła lekcji.
Przeszywa grunt moralny, w krypcie serca.
Zabija marzenia i to co daje silna wiara
Pojawia się na horyzoncie upadku - miejsca
Nie ochroni anielska, ta jak czas stara - rada.
Idziesz drogą wybojów i ostrych skrętów,
a ludzkie odruchy z czasem na karcie żółkną.
Mgła zniszczy Ci linie mety, na życia końcu..
Ślepe będą oczy i dotyk dłoni, więc patrz duszą.
Mgła chorobą bytu żyjącego - świadomego,
jej szpony czarcie, niszcząc, nigdy nie zabijają.
Ciosami zatrważając - nie bez bólu realnego..
Duszy wartości w cierpieniach - się odradzają.
I nie zabije Cie - ten ból co wieczność trwa,
a w potęgę duszy siły i wartości uniesie.
Z góry patrząc - z niebios - to jak zabawa,
lecz nie widać nieba gdy jesteś w bytu lesie.

"Płyń duszo, ponad skrawki brązowe, ponad poduszki parowe, płyń.."

"Płyń duszo, ponad skrawki brązowe,
ponad poduszki parowe, płyń.."
Kiedy uniesie się dymek nieśmiertelny
wysoko ponad ciemięży czarne kraty
I tęczą na burzowym niebie zwycięży
Odejdziesz bogatszy i z łachów obdarty

Gdy brązowy skrawek i parowe poduszki,
pędząc, jak mustang w wieczność, miniesz.
Wrota ujrzysz niebieskie, otworzą je słudzy
Światło wiekuiste oślepia, czujesz że żyjesz
Wchodząc do świata, o którym zapomniałeś
ten zabójczy i nieziemski urok duchowych oaz
powala na kolana, płaczesz mówiąc: odnalazłem
Anioł opiekun rzecze to dla ciebie, nie na poklask!
I złoto, srebro, diamenty i wszystko inne co warte
nigdy nie dałyby tego, co to miejsce Wam daje
I modlitwą pokorną i dziełem czystym i słusznym
żyjąc i w życiu- tocząc walkę z diabłem nieludzkim:
- Odnajdziemy życie rade i miłości, co darem głównym

czwartek, 27 kwietnia 2017

Odwety sąsiedzkie za dobro i zdrowe serce


Odwety sąsiedzkie za dobro i zdrowe serce

Wywiesił flagę biała w oknie swych oczu
żądając swej duszy permanentnej wolności
Mówi głośno poddaje się! słyszycie wokół?
wyciągając na jaw swoje łzy czystości

Wróg ukryty w sąsiedztwie domu jego
tuż za ścianą i pod podłogą i ponad sufitem
Przecież on nic nie widział w tym złego
by pisać wierszem to co pachniało winem

Ten stary ferment długo grzebanych złości
cichych nienawiści i bolesnych zdrad
Nie mógł mówić wśród nich o miłości
bo szczury by wyżarły, ten jego dar

Gwoździem spojrzeń przybijali do krzyża
jego miłosierdzie i zdolność współczucia
Młotem złości walili by przybić go dokładnie
po nogach i dłoniach - po prostu - zwyczajnie

Niemal stos podpalali na podwórku jego
by spalić tego złego heretyka szalonego
Co podzieliłby się nawet swoim życiem
ale transplantację życia mieli w odbycie

I w końcu umarła w nim wiara w ludzkość
ten stosunek jego i ta człowiecza czułość
Dobro wystrzeliło jak fajerwerk w kosmos
stało się to co się stać miało - wprost

I gdy już umierał - słowa zacne powiedział:
- Wyzwalam Was bracia moi z grzechu
Nie będę z samych niebios szykował odwetu
Mój żal niechybnie do Pana szybko doleciał





WPROWADZENIE DO MOTEL NR 7

OPOWIADANIE - MOTEL nr 7.


wstęp:

Właśnie w tej chwili, w której otworzyliście państwo tę książkę pragnąłbym zaprosić państwa do lektury - debiutanckiej serii opowiadań - mojego autorstwa.
Pewnie się państwo zastanawiają, o czym będą owe opowiadania?
Pewnie sugerując się tytułem, już macie państwo jakieś wyobrażenia, jednak osobiście uważam, że to być może mała namiastka tego co się  kryje w środku.
Postaram się przybliżyć historię, której państwo będą świadkami - już za kilka stron.
 Opowieść zaczyna się i kończy - w jednym miejscu, mianowicie w  Motelu przy stacji benzynowej nr 7, obok jednej z wielu, takich samych autostrad w stanach zjednoczonych. 
Dokładna lokalizacja jest nieznana, a w zasadzie nawet zbędna. 
W państwa wyobraźni może się znajdować, gdzie tylko zapragniecie;
w okolicy państwa domów, miejscowości,w granicach Waszych państw..
Dokładnie tam, gdzie tylko państwa wyobraźnia zapragnie. 
W mojej, zaś wyobraźni, jest umiejscowiona pomiędzy wymiarem rzeczywistym, w którym wszak żyjemy, a wymiarem piekła. Pewnie zastanawiacie się Państwo dlaczego? Otóż historia, której będziecie świadkami, nie będzie sielankowa ani lekka w odbiorze. To będzie opowiadanie o charakterze horroru zmieszanego z absurdem; Straszne jak również niebywale przesiąknięte czarnym humorem.

Motel w swojej aranżacji, nie różni się wiele od innych tego typu miejsc.
Cechą wyróżniającą go z pośród nich są jednak jego pracownicy.

Każdy z nich ma swoje wady i zalety oraz historię, którą niebawem poznacie.

 A są nimi:
 - Anna - pokojówka, która ma skłonności do narkotyzowania się różnymi specyfikami.
 - Paul - recepcjonista o nad wyraz wybujałej wyobraźni ( jednak czy tylko, to się jeszcze okaże )
- Carl - kucharz motelowy z dużym problemem alkoholowym. Nie dba o nic, o pracę, o standard gotowanych potraw ani o porządek w kuchni. Był starym recydywistą z mnóstwem tatuaży na swoim ciele. 
- John - starszy pan o tajemniczej historii życia, będący maskotką motelu.
- Tomas - właściciel stacji benzynowej i motelu. Jest erotomanem, który nie przepuści okazji by ulżyć swojemu pożądaniu do kobiet.
- Barbara - żona Tomasa, dewotka, która nienawidzi seksu ani dzieci. Całe dni zaczytuje się w Piśmie Świętym. Niemalże nie wychyla się ze swojego pokoju, a jeśli już to do kościoła.
Eva - sprzedawczyni paliw i artykułów związanych z motoryzacją oraz alkoholu i tytoniu. Jest nimfomanką i kleptomanką, nie stroni od seksu z klientami na zapleczu stacji.

Właśnie Ci bohaterowie główni przewrócą państwu w głowie swoimi pomysłami, czynami i osobowościami. Opowiadania zmielą wasz światopogląd, doprowadzą do zwrotu pokarmu i ostatecznie zamiast Katharsis nieco się ubrudzicie. Jednak pomimo wszystko zapraszam do degustacji tejże książki, gdyż na pewno po jej przeczytaniu, długo jej nie zapomnicie i kto wie? może zdecydujecie przeczytać ją ponownie.

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

MOTEL NR.7

PROJEKT KSIĄŻKI - ZESTAW OPOWIADAŃ 7

STACJA BENZYNOWA - 7 DNI

Wprowadzenie:

Słońce wstało nieco wcześniej, niż wtedy, gdy Paolo rozpoczynał po raz pierwszy pracę na Stacji Benzynowej nr 7.
To był znak w jego głowie, że czas mija. Paolo wiedział, że to już sporo takich wczesnych wschodów minęło. Sporo, czyli nie wiedział wcale ile. Zastanawiało go to i kroczył w miejscu - nie mogąc przypomnieć sobie, ile to już lat pracuje w tym miejscu. Głupio mu było pytać się kogokolwiek, ponieważ - raz nikt by pewnie nie wiedział, a dwa, gdyby oni wiedzieli, że on nie wie - jego reputacja mogłaby ucierpieć.
Była 4:30 na zegarze w holu, w którym Paolo pracował, a ściany były wytapetowane na różowo - na nich lampki oświetlające pomieszczenie w kolorze zielonym - wręcz ohydne zielonym - jak rzekł Paolo, pierwszy raz wchodząc do tego miejsca.
Miejscem tym była recepcją Motelu nr 7 w dzielnicy, której nazwy żadna z osób pracujących tu  nie była w stanie wymówić. Dzielnica miała francusko-brzmiącą nazwę, na której Amerykanin mógł sobie jedynie język połamać. Gdy przychodziło do potwierdzenia rezerwacji pokoju i ewentualnie podania namiarów dla dojazdu - wszyscy się migali mówiąc - adres jest na wizytówce bądź ulotce reklamowej, którą zakładali, że klient akurat ma przed oczyma. Nigdy się nie mylili - zawsze tak było, przynajmniej jak do tej pory.
W motelu było 17 pokoi, a w każdym po dwa łóżka, dwie szafki na lampkę nocną i szafa wbudowana w ścianę. Dodatkiem niemal ekskluzywnym były żaluzje w oknach i lodówka na alkohole zawierająca, zazwyczaj jedynie lód. Pościel w każdym z pokoi była koloru zielonego, by komponowała się z lampami na szafeczkach. Ściany zaś były również koloru różowego - jak w holu, wręcz wściekłego różowego.
Pomimo aranżacji wnętrz klienci nie narzekali na nic, zapewne przez cenę za noc, która nie była wygórowana.
Paolo był, co prawda rodowitym Amerykaninem, jednak korzeni włoskich. Jego zmysł kochanka, niejednokrotnie doprowadzał go do intymnych spotkań z klientkami motelu nr 7. Szefowie, którzy też byli z pochodzenia włochami - wiedzieli o wszystkim, jednak przymykali oko, śmiejąc się z niego w duchu.
Paolo nie miał wielu obowiązków - podstawowymi z nich były - wydawanie kluczy do pokoi, wpisywanie nazwisk w księgę gości i pobieranie opłat. Czasem na szczególne życzenie klienta przynosił alkohol bądź przekąski do pokoju, lecz zdarzało się to niezmiernie rzadko.
Z tego powodu Paolo umierał z nudów, a gdy ten stan deptał go totalnie, sięgał po książkę - najczęściej thrillery erotyczne, bądź w drugiej kolejności chwytał za krzyżówki - gryząc przy tym strasznie ołówek. Robił to do tego stopnia skutecznie, że w ciągu nocy potrzebował kilku sztuk, by nie musieć odłożyć krzyżówki na bok, wracając do zabójczej nudy. 
W motelu pracowało jeszcze trzy osoby. Jednym z nich był Carl kucharz fast foodu, który odgrzewał stare i zepsute jedzenie - robiąc z niego majstersztyk - który był nie do odkrycia, że jest ze składników po terminie, bądź już wcześniej komuś przyrządzany. Carl lubił się dobrze napić i nigdy tego nie ukrywał - nawet gdy szefostwo było w pobliżu, ten wyciągał flaszkę i udając, że pije herbatę pił tequile.  Jeździł rowerem i robił to często po pijaku, nie jeden raz obdzierając sobie głowę o beton. Ten jednak po upadku wstawał i wsiadał na rower ponownie. Zdarzało się, że cały zakrwawiony dojeżdżał do domu - wtedy przemywał twarz wodą, przyklejał plastry i na drug dzień, jakby nigdy nic - wracał do pracy.
Drugą osobą była pokojówka Anna. Anna była pochodzenia meksykańskiego - jako dziecko została przeszmuglowana przez granicę w bagażniku starego pickupa. Zaopiekowała się ją rodzina od strony matki i wychowywali ją aż do usamodzielnienia w wieku 16 lat. Anna teraz ma 42 lata i długi staż w motelu, bo aż 24 lata. Anna zajmowała się praniem i prasowaniem pościeli oraz wymianą brudnych na świeże w pokojach. Anna nie była świętoszkiem, jedną z jej największych wad była słabość do amfetaminy. Wciągała ją w takich ilościach, że dobry narkoman by pozazdrościł. Pracowała prawie non stop przez parę dni - później padając na jeden do dwóch dni - odsypiając nieprzespane noce. Również to było akceptowane przez szefostwo - zresztą i oni od niej brali działkę od czasu do czasu. Mówili, że tylko Anna rozumie, że nawet szef musi się czasem zabawić. Paolo zawsze robił minę ignoranta, jednocześnie pokazując, co tak naprawdę myśli. Carl z kolei nawet nie chciał o tym słyszeć. Anna była kiedyś żonata, jednak mąż puścił się z jej ex najlepszą koleżanką - Demi. Uciekli do meksyku, bo władze ścigały go za przemyt narkotyków.
Trzecią osobą był stary John - starzec, który był bardziej maskotką Motelu niż pracownikiem. Nikt nie wiedział, ile John ma lat - w motelu chodziły legendy, że uczestniczył jeszcze w wojnie secesyjnej, jednak nikt w to nie wierzył prócz pewnie samego Johna, który lubił o tym snuć zapewne fikcyjne historie. Najśmieszniejszą była ta, jak dostał kulkę w sam zadek, gdy uciekał przed wrogiem. John miał swój ulubiony fotel w holu i koc, którym przykrywał się od pasa w dół. Koc był w szkocką kratę i wiązała się z nim ciekawa historia - ta jednak trochę później. John uwielbiał palić fajkę i słuchać kubańskiej muzyki rewolucyjnej. Często zadawał zagadki Paolowi - ten głowił się nieraz godzinami, nie mogąc odkryć, że starzec też nie znał odpowiedzi. 
To już cała załoga łajby - motelu nr 7.

CDN....

niedziela, 23 kwietnia 2017

Bez miłości orać pole... uwaga drastyczne..

Bez miłości orać pole..

Idee miłości pogwałcone - daniem dupy.
Czy te łzy można pozbierać jak małe okruchy?
Chyba ta kobieta nie wykaże nigdy skruchy..

Uczucie - było we mnie tak silne - oddałbym...
W tej kobiecie jednak pożądanie jedynie.
I mi by dupy dała - jednak we mnie romantyzm...

Teraz już uczucie zgasło udając się w mogiłę.
Ten czas cierpienia okalony morderczym bytem.
Serce kroiło się na kawałki - teraz już nie żyje.

I cóż począć jak nie zaorać pola, już nie dziewiczego.
Tylko wypatrywać tego momentu magicznego.
co ugorem bez nawozu - i oby nic nie wyrosło.


Wizja mistyczna

Wizja Mistyczna,

Trwały dni w zamarzniętym przedpokoju,
gdzieś między dniem wczorajszym, a dzisiejszym.
Mgła zamętu jakby ogarniała przestrzeń

Śnieżnobiałe okruchy radości, upadały na podłogę
drewnianą, której istota była wiecznością.
Czas ciągną za sobą po ziemi sekundy, godzinny.

Jedenasta wybiła - godzina późna w nocy,
duchy zebrały się w kręgu uroków nicości.
Tylko ducha dobroci tutaj niestety zabrakło

Istota święta ponad horyzontami czterema,
zawładnęła dobrem ludzkości ziemskiej,
i karmi ich sokiem z więzi aniołów i Boga

Zgiełk upadających gwiazd - drażnił uszy,
właśnie wtedy, gdy wtulam się do poduchy
I uwierz koniec idzie - szatańskie idą słychy..

Kamienie wartości


Kamienie wartości

Odnaleziony diament - urok oceanu,
czysta poezja w dotyku i smaku.,
Naiwność człowieka jego zdradą,
diament wyimaginowaną zabawą.

Ile to chwil tak wpatrywałeś się,
w tą niby otchłań miłego diamentu.
W myślach go sobie obracałeś
szukając swych wspomnień momentu.

Chwile upadały z deszczem tym,
który rozmazuje ślady na szybie.
Swym mokrym ostrym spojrzeniem,
zostawia w życiu tylko tyle o ile.

I drogą kolekcjonerską naszego bytu,
zbieranie kamieni szczerej wartości.
Trwać będzie to do ostatniego świtu
i oby nie zabrakło słów wolności.

Zebrałeś sporo kamieni szlachetnych..
teraz czerpiesz wartość z nich pięknych.
I jak złodziej skradnie je wszystkie
stwierdzisz wtedy, co to jest życie.


piątek, 21 kwietnia 2017

Piekielne wątki

Zawiązane węzłami przymierza - czworo demonów.
Ich myśl dom odwiedza - w zaświatach podbojów.
Prawda wyrok wymierza - przeszywa cienie mroków.

I pędy piekielnego ziarna stają się nowym chlebem.
Rodzi się w duszy Pańskiej obawa - grana jak na bębnie.
Istoty dławią się z samego rana - gdy szatan mówi -"jestem".

Odnajdywać sumienie - rzecz wytworna i pokorna.
Minie lat jeszcze wiele - mila drobna i kojąca.
Sanktuarium ta zieleń - w idei boga nie tak okropna.

Serum prawa Bożego - niby antidotum na zło.
Dzieciństwa tak obecnego - wbitego w miniatur tło.
Czasu tutaj wielmożnego - wita świta jako gość.
Los umarłych bohaterów, gaju - świata.

Gaj o nieludzkim mroku - zapomniane cmentarzysko.
Pośród brzozowych krzyży - czaszki i gnaty spokojne.
Niejeden z duchów czasu - obejrzał to wszystko.
A czart demonizowany - oj miał zabawy ogromnej.

Duchy jak jedwabne szale - unoszą się niby mgłą.
Skrzypią drzewa na wietrze - skrzek niby za wdową.
Oddech czasu nieświeży - posmak trupów z ziemi.
Przesyt nawilża odrazą wielkich wiernych świętych.

Zwiedzając to muzeum ludzkich strzępków, skrawków.
Modnym staje się duchowe wartości wymiotowanie.
Ludzkość zmierza ku końcowi wieków i czerwonych maków.
Na wyższe poziomy upokorzenia rozpoczęto zdawanie.

I groty strzał amorów zardzewiałe, powykrzywiane,
miłość jest dla serc chorobą bez leku, to dzieje zapomniane.
Ciepło dobroci serca - niby chleb dla człowieka,
nie sposób znaleźć miejsca, gdzie na niego czeka.

Zestarzałe maniery niby gest męstwa tak honorowy,
teraz totalnie zniewieściały - od dawna zawstydzony.
I siła ducha ten charakter, co jak dzwon na wieży
uderzał, gdy potrzeba nadejdzie, gdy włos się jeży.

To fine to end to meta to koniec.
Z grobu niestety nikt nie wstanie.
nawet chcąc i będąc Boże w tobie,
a świat od wieków trwa w obawie.
Upadek i Powstanie

Istoto trwania ujawnij się,
niechaj drżą posady ziemi.
I wola gniewu zaprzyjaźni się,
z tym co zawsze był niemy.

I gromy niechaj upadają,
na gruzowiska bytu marnego.
Anioły niech nas zbawiają,
w szczęściu katolika żarliwego.

A mury świątyni zatrzęsą się
i upadnie ostatnia gwiazda...
Jasny płomień wnet objawi się
- oświetlając drogę poranną.

Ułuda zbawienia zaświeci
jak lampion czerwony chiński.
Wyłoni się bohater z biedy,
potrzebny jak kamień młyński.

Telefony w chmury niebieskie,
zaniosą dźwięk swego dzwonka.
Z wołaniem, które bolesne..
oby usłyszała nasza opoka.

Finałem Chrystiańskie prawa,
wyryte na gębie szatana.
Jak ostateczne kajdany,
nieść będą nowe zmiany.

I koń który umarł - odżyje,
zakończy się pasjans boski.
Czas odejdzie w swoja mogiłę,
a świat zażegna swojej troski.

Końcem - raj obiecany dawno
i plejady gwiazd na zawołanie.
I obudzisz się w nim kiedyś rano,
a historie tego będą opowiadane.

Wolność istoty ducha i materii,
połacie terenu cywilizowane.
Spotkać tam się można w oberży,
która w nazwie ma słowo -"realne".


Nadzieja zdechła,

Zdechła, tak zdechła nadzieja,
rozkłada się w szczerości trawie,
deszcz jej gwiazdek płomiennych,
tych łez bo zawiodła,
rozbawia istoty grzechu poddane.

Piekło, tak piekło - darem śmierci,
owej, jednej z miliona - nadziei,
wzbogacone, niczym sztychem radości,
który trzej królowie przynieśli
Szatan lekko zagubiony, wprost nie wierzy.

Aniołowie, tak aniołowie w płaczu,
choć demony mówią ciesz się, tańcz,
to delikatności serc istoty aniołów,
nie potrafi nie słać - deszczu tam,
gdzie zwłoki nadziei - symbolem grobu.

> A ten co nadzieję stracił - zniesmaczony
w głowie szuka przyczyny, powodu
Duch jego odczytał list obwieszczony:
- To twoja wiara zabrała ją do grobu
I ciesz się, że nie doszło do mordu.
MIX układu rymów.

poniedziałek, 27 lutego 2017

Bolesna prawda życia


grzmi nienawiść otaczająca twój ból
pioruny nie łaskawości trawią sens
deszcz drobnych grzechów -to łzy
las drzew niby kart tarota co życiem
mroczne w ciemnością oblane korzenie
pompują gorycz - płynie żyłami bytu
i słońce rani skórę choćby kochało
księżyc zamienia życzenia w nicość
a gwiazdeczki plują w twą jadła misę
i idąc wśród ogrodów ziemskich wciąż
pędząc w otchłań pędząc w dom
żal ściska serce że tak chciał sam Pan