poniedziałek, 7 września 2015

Wiersze na tomik Astralne Wizje Smoka



Cała ty

Przez przeźrocze twojej duszy widzę szlachetny kamień
twej wartości.
Błyszczy barwą niebiesko- diamentową.
Emanuje dobrocią i miłością Boga i twą, w zasadzie was obojga.
Daje odczuć swą mądrość, językiem spojrzenia.

Przez pryzmat barwy twej aury, widzę ogród z winoroślą stary,
a w nim kiście spokoju i nostalgii, wiszące na radości promieni słonecznych.
Są także tyczki podtrzymujące winorośl jak aniołowie dusze swych wiernych.
Noc swym zapachem przesyca grona i noc ta spokojna pilnuje,
by czas  cię rozwijał i wierzył, że dorodnie dojrzejesz w tym, niby raju.

I rozum twój niczym orzech stary mądrością nas swą darzy.
Nadaje jak antenka swoje wartości życiowe i jak ofiary składa
je w naszych uszach i wzroku,  i ustach.
Czego się dowiemy sami spostrzeżemy, że to wartość ponad życiem naszym nudnym na ziemi…
Zapamiętasz niejeden swój oddech i niejedno spojrzenie, które wyczuje to co osowiałe, a jak bogate w te mądrości życia.


Ci szydercy
Będziemy twardym krokiem szli, pędzili!
W zamieci dłuta ukłuć...
Jeśli droga będzie równo twarda jak sam artysta, który dłutem miota!
Przeszkodą będą nasi Przyjaciele za nogi nas łapiący,
a wręcz same nasze nogi, gnące się i łamiące
od ciężaru naszych grzesznych myśli!

A jednak i Oni, Ci czarni szydercy w loży zasiadający
w końcu wpadną w dół swym śmiechem wykopany!
- śmiechem silniejszym od łopaty.

Nagroda dla zwycięzcy - laur zloty, honorowy
taki drobny, a jak ceniony!
Lecz nie dla poszukiwacza złota ta nagroda
I nie dla leżącego w ziemi chłopa.
I choć żywi martwymi zdają się być
I choć martwi, to swój cel osiągnęli,
bo w domu złota spoczywają
                       W mokrej czarnej ziemi.
Ciężko tak

Wiesz...
Ciężko myśleć, gdy rozum śpi pogrążony
w mrocznym odmęcie niemocy.
Ciężko iść, gdy chwytają cię wszyscy za nogi
obdzierając z pokory i z cnoty.
Ciężko mówić, gdy ciernie słów kaleczą język i usta w chaosie pogrążone.
Ciężko tak! że aż ciężko tak!

Wiesz...
A pomyślałbym o marzeniu sennym
co promieniami słońca przesyca dzień.
A poszedłbym, gdzie rozumieją poetów,
jak siebie samego, gdy słodzę herbatę.
A powiedziałbym, że kocham, że cierpię i głowę tracę.

Czy czerwonej róży esencja wystarczy na wieczność?

Wieczorem, gdy zasnę, pragnę ciebie widzieć
w sennej wizji w marzeniu moim i tylko moim właśnie!
Gdy już tam będę, gdzie nikt mnie nie znajdzie i nie powie spadaj bracie, powiem Ci, choć to ciężkie jest dla mnie.
Pragnę ust twych i duszy twej obrazu w słowach
zawartych na poważnie, zawsze…
Powiem, że kocham cię, czuć nawet bardziej od ciebie samej Panno ze snów.
Kocham Cię znać i pamiętać...
Kocham Cię muskać po licach jak kolega
W okolicach twoich życia, tak trzeba!
Kocham cię myśleć w kolorach tęczy i o zachodzie słońca.
O poranku co twe życie chowa.
O smutku mój, czy ciebie bardziej pokochałem od miłości tej mej własnej?
Czy ją widzieć pragnę?
Czy może dać sobie własną spokoju chwilę,
chwilową rozłąkę, gdy smutek rośnie całkiem niewrażliwie
i pożądanie twego widoku dotyku i smaku rośnie całkowicie?
Czy być przy tobie dzień i noc bez wytchnienia cały rok?
Na to w snach tobie odpowiem poważnie....
I dowiesz się całkiem niebanalnie...
Czy to co nas łączy jest śmiertelne, jak chwile, które uciekają?
Czy to co nas skleja to istna cholera?
Czy to co miedzy nami płonie jak olimpijski płomień po igrzyskach zgaśnie i zapomnę?
Chyba znajdę w sobie siłę, być może już ją mam, żeby ciebie
do swoich bram na wieczność zaprosić.
I z bystrością potoków i iskrą krzesiwa widzę naszą miłość
i będę ją krzesał. O ty moja miła!

Dar aniołków

W żyłach losu prócz cierni i gradu głazów padających na głowy
ludzkie pada też deszcz kolorytu tęczy, który daje nadzieję na oddech ulgi w cierpieniach życia z sensem.
Ten deszczyk kolorytu tęczy zsyłają aniołki, by ulżyć tym cierpiącym,
by odczuć coś pięknego, co przyćmi fale chaosu cierpiennego.
Oddech niby nic, a tak istotny, gdy ciężar ciała bywa przewrotny,
gdy uszy już nie mogą słuchać wywodów,
gdy lęk staje się twoim bratem i pomaga w życiu wartym
swym mocarnym toporem kata odcinać cię choć na chwilkę
od  reszty świata.
Gdy....
I jak tu dziękować, choćbym był przez to lepszy tym cudom niebiańskim ubranym tylko w zalety.
Chyba tylko przykładem swym toczyć ze światem batalie, by ujrzeć świt i jego odejście wartkie,
by zobaczyć swój początek w życia zamęcie
i koniec, gdy już oczy i duch zamykają się na świat w odizolowanie
w zamkniecie.
By wtedy było świadków trzech, że życie w podzięce im wybrałem, niby w loterie zawarte kilka działań duszy i ciała, by oddać
 co ma dusza im zabrała.
Oddam choćby nie wiem co i im prześlę objęcie anielą pocztą.
Gdy odejdę a odejdę naprawdę....

Droga nagrobkami wyłożona

Droga nagrobkami wyłożona
niczym kocimi łbami
Tak, tak
Idę w smutku, że już nikt mnie nie zrozumie
w nocy idę
A księżyc mi świadkiem, że sam idę
albo sam prawie, bo idą ze mną moje smutki,
            ale niczym prześladowcy, Och Kacie!
W nocy czarnej jak dusza demona
wśród grobów myśli - tak tych grobów...
Lecz nadzieję mam ze sobą
Mam ją w kieszeni
jedna z jakby wielu
lecz.. czy ona mi wystarczy, ta Lampka-znicz grobowy?
Dziewczyna o czarnych oczach

Dziewczyno ma, co cudne czarne oczęta masz
O wielka pani będę na ciebie czekał
Dziewczyno kwiecista o stokroć milsza
od tulipana kwiatu u zarania czasu.

Dziewczyno młoda tyś jak kwiat na wiosnę
uczynna droga i zwinna jak orzeł
Urocza dziewczyna zawsze inna taka modna i nieomylna
Kwiecie złoty, co zapachem uwodzisz wonią swą zwodzisz.

Miła moja, bądź ze mną blisko, całe serce ci oddam tylko
a może aż, to w końcu wszystko, co mam...
Czego zapragniesz doniosę i właśnie ciebie wybiorę
Na zawsze, na zabój tylko ciebie kocham o brzasku, wieczorem za tobą szlocham
Wybieram Ciebie na zawsze o poranku w wiosnę moją damę.

Dzwony głuchych

A te dzwony, co biją,
lecz nikt nie słucha
Co donośnym głosem przemawiają - przelewają swe żale.
A oni nadal głusi - bo głuchymi stworzeni zostali.
Głośno przemawiają Tchnieniem mądrym.
Lecz kiedyś usłyszą, a czasu braknie...
I Umrą Zginą Przepadną niczym prusak pod butem
kilera - zabójcy tego, co los swój przeznaczeniu złożył.
By sam przepadł jak i jego bogowie.


Fioletowa szkatułka


Jest szkatułka i jest czas
A w niej otchłań w fiolet osnuta
Zamknięta tajemniczość ukryte uczucia.
A on jak wiatr pędzi wokoło
delikatnie muskając jej czarodziejskie lic okucia.

Zamknięta szkatułka, zaklęta szkatułka
Lecz ni on, nie żaden zwykły ktoś ,jest w stanie zmienić to.
Prócz jednego, prócz Niego.
Niezwykłego czarodzieja leśnego.

Czarodziej czarnoksiężnik,
Pokłon oddawszy, pocałunek złożywszy
pojmał czas, zdjął zaklęcie,
zakochując w sobie siły w niej zamknięte.

I co będzie ? I co dalej będzie ?
Ten wie jedyny, co wirując wokoło, pilnował dziewczyny.
Gdy odejdę...

Odejdę kiedyś, gdzie światło radości przyćmi me smutki i złości
Odejdę tam, gdzie humor i kawa poranna będą gościć, co prawda!
Odejdę w świat nierealny, a ten pędzlem namalowany
Bez czasu, bez losu, w swej woli panem działania...
W chwilach szczęścia i uznania zapomnę o życiu w kajdanach
i rozpocznę prace nad tym starym warsztatem zmysłów,
który przed laty porzuciłem nagle...
Stare strofy, stare słowa, czy mi przyjdzie je pokochać?
Artefakty myśli w pudełku na skrybę duszy niech dadzą efekt pożądany w głuszy...
Niejeden trud życia przebyty łodzią losu w rzekach bytu
Niejeden toast wzniesiony za wolność i niewolę zmysłów
Nie taki czas zły jak jego wielcy bracia demony minuty, sekundy, godziny radzi...
On uleci w zapomnienie cały, a jego skrawki zapadną w pamięć śmiertelnego ciała życia naraz, na zawsze...
I będą w sercu i w duszy tej ludzkiej ich części, bo w obłokach niebieskich tylko ich spokój jest wielki...
Zadmą rogi boskiej woli i stanie się porządek na ziemi lecz kiedy?
Gdy zapomnimy o szczęściu i pokorze o życiu w ciała niewoli?
Gdy szatan zniknie jak kamfora demonicznych uczuć.
Gdy już koniec jest bliski bądź już zniewieściale nastał?
Gdy czas zamilknie i los pójdzie spać
Tam czeka nas...
Tam czeka nas!

Moje fado

Życie ważysz na dobre chwile i złe
A ja ci powiem, że żyje w ich chaosie
bez dnia i nocy jak mnich skruszony
bez ja, ty i oni sam samotny.
Cieszę się promieniem słońca jak Diogenes,
który Aleksandra odtrąca.
Cieszę się... wiecie czym się cieszę...
Powietrzem i wodą tą poświęconą, radosną.
Róży kwiatem tej miłości darem nocą złotą
I chmurami na niebie
Tymi małymi perełkami.
I tymi burze dającymi, gromadnymi obłokami,
Trawą na wietrze zmian na lepsze..
I czym jeszcze? I czym jeszcze?
Chyba tobą Boże na firmamencie,
powiem jeszcze, powiem jeszcze...

Mroczne pomniki dziejów


Mroczne pomniki dziejów prześladują mnie swoim wzrokiem,
Czuję ich niełaskawy gest rozpaczy na swojej twarzy,
Czuję ich oddech, który szepcze Wolności, Wolności i w niej wprawy...
To stan, w którym zanurzam się jak łódź podwodna pędząca za niewidoczny horyzont, wydarzeń zgoła nienormalnych...
Te pomniki, jedne szczytne jak laur złoty, drugie jak dół grobowy w dziejach świata zamkniętego w pudełku zwanym kosmosem -
Który to pewnie leży na biurku w niebiosach jako przedmiot, a my jako jego duchowa zawartość...
Leżę więc i czekam, aż świat przepełni się kolorami bajki o Sile, Walce i Wolności...
Kiedy to świat odzyska godność pogruchotaną etykietą polityki przeciw społeczeństwom, przeciw człowiekowi...
Kiedy to świat podniesie się i pójdzie jak kiedyś szedł,
w stronę prawdy i sprawiedliwości wobec duszy i serca Człeka dziwnej historii wcieleń własnych...
A uwierzcie ten dzień nastanie jak pierwszy dzień lata czy wiosny, och właśnie!!!
Przepełnimy się zwycięstwem wiary i odejdziemy gdzieś w banały ogródka przydomowego i jego czystej sprawy...
W życiu się to stanie, lecz kiedy czas ani los nie odpowiedział słaby i za mały
Choć większy od wszystkiego co znamy....

O Izydo muzo ma

Cisza muska chwilą me lica
Delikatnie pielęgnuje me żale
- zanosi w nieznane !

A dojdę do ciebie moja ty różo!
I będziemy razem gotowi na raj !
U twych stóp go dam !
I ja pan, dam ci litość i melancholii szale
- trwogę i nieznanej muzy bale !
Ostoją twoją będę, póki mnie pamiętać będą!
I dni staną się krótsze i noce puste, gdy nie ma cię obok mnie
I słonce zgaśnie i morze ucichnie, gdy ty wrócisz do mych bram o świcie..

I szczęśliwa będziesz o różo ma, o Izydo, o Kalipso!
Czyż nie twa muzyka teraz gra, a nikt nie tańczy w jej rytm?
Czyż nie twoja kolej, by powiedzieć kilka słów a milczysz?
Czyż nie twój jest ruch, a stoisz?
Czyż nie twa myśl nam przewodzi, a wniosku brak?

O Izydo, muzo ma, kto cię teraz ma ?